Jakie biznesy zakładają dwudziestolatkowie?
Na rynku pracy funkcjonują cztery pokolenia. Najstarsze roczniki z powojennego wyżu demograficznego, nazywane potocznie „baby boomers”, to osoby urodzone między 1946 a 1964, które często łączą pracę zarobkową z pobieraniem świadczeń emerytalnych. To generacja lojalna wobec pracodawcy, nierzadko przedkładająca obowiązki zawodowe ponad życie prywatne.
Pokolenie X narodziło się w drugiej połowie lat 60. i następnej dekadzie i też, jak ich rodzice, wzrastało w kulcie pracy oraz edukacji. Szybko zakładało rodziny, więc potrzebując dochodów, nie ociągało się z szukaniem zatrudnienia. Millenialsi (albo inaczej generacja Y) przyszli na świat w latach 80. i 90., kiedy cały rynek przechodził rewolucję technologiczną, zamieniając analogowe narzędzia na cyfrowe rozwiązania. Pojawiły się telefony, a zaraz potem internet, który przeorganizował nie tylko sposób komunikacji i styl życia, ale też zmieniał nastawienie do pracy. Rozwój osobisty wziął górę nad presją zarobkową. Runął też mit przywiązania do jednego miejsca pracy i stałej formy zatrudnienia, skoro można być bardziej elastycznym i często zmieniać pracodawcę, dbając nie tylko o grubość portfela, ale i o „work & life balance”.
Teraz natomiast nastał czas „zetek” – ludzi z pokolenia Z, którzy urodzili się między 1995 a 2010 rokiem (inne kryteria mówią: o urodzonych w latach 1997-2012) i są totalnie odmienną kategorią pracowników. Nie boją się wyzwań globalnego świata – mieszkają i studiują za granicą, gdzie często podejmują pierwszą pracę. W zasadzie mogą ją świadczyć z dowolnego zakątka globu, wiecznie podróżując i przemieszczając się z miejsca na miejsce, bo świetnie znają języki obce, a ich narzędziem do kontaktowania się ze światem (w tym ze zleceniodawcą) jest podręczny komputer, smartfon i dostęp do sieci WiFi. „Zetki” pozostają online, niewylogowani z wirtualnego świata, który jest ich domem, pracą, miejscem poznawania ludzi i nawiązywania kontaktów, także biznesowych. Internet to źródło danych, zawierania znajomości, poszerzania wiedzy.
– Osoby z generacji Z charakteryzują się empatią, otwartością i bezpośredniością. Mają dużą potrzebę kontaktów międzyludzkich i lubią spotkania twarzą w twarz, mimo dużego zaangażowania życia w media społecznościowe. Budowanie relacji społecznych jest dla nich priorytetem, dlatego tak łatwo poznają nowe osoby – mówi Kamila Gutowski, ekspertka, która przez lata prowadziła agencję pracy tymczasowej Skills Net i rekrutowała „zetki”.
Najtrudniej jest zacząć
„Zetki” przerabiają ten sam scenariusz co „iksy” czy „igreki”. Rzadko kiedy pierwsza praca jest pracą marzeń. Dwudziestokilkulatki podejmują więc pracę w handlu detalicznym, obsłudze klienta, gastronomii, turystyce czy kulturze. A to sektory rynku nie najlepiej płatne i niedające w dłuższej perspektywie czasu oczekiwanej gwarancji rozwoju. Do tego dochodzi mało stabilna forma zatrudnienia – na umowach cywilnoprawnych. I choć „zetki” nie przywiązują do tego nadmiernej wagi, każdy pracownik potrzebuje minimalnego poczucia bezpieczeństwa socjalnego.
– Co do pokolenia Z, jest to grupa o najmniejszym doświadczeniu zawodowym, więc w sytuacjach kryzysowych jej reprezentanci jako pierwsi obawiają się o swoje stanowiska. Osoby młode często pracują w branżach, które w czasie pandemii ucierpiały najbardziej: gastronomia, turystyka, retail. Mają też najmniejsze doświadczenie życiowe, pomagające emocjonalnie poradzić sobie z kryzysem i niepewnymi warunkami. Trudno jest w takich niepewnych okolicznościach decydować o tym, co robić w życiu. Ale ta zwiększona lojalność najmłodszego pokolenia to nie tylko reakcja na niepewność. Zmiany w organizacjach, które zaszły przez ostatnie dwa lata, zostały najbardziej docenione właśnie przez przedstawicieli pokolenia Z – komentuje Michał Dzieciątko, dyrektor Kincentric Polska.
Te zmiany to możliwość pracy zdalnej, uproszczenie procesów decyzyjnych w firmach oraz skrócenie dystansu między kadrą zarządzającą a podwładnymi. Mówiąc językiem mediów społecznościowych: generacja Z lubi to!
Ale nie jest tak, że młodzi chcą wyłącznie pracować na odległość – bynajmniej. To nie jest wyalienowana generacja, która przyzwyczajona do ślęczenia nad smartfonem, traktuje go jako substytut relacji społecznych. Właśnie nie. Ponad 40 proc. badanych odpowiedziało, że nie chce realizować się zawodowo wyłącznie w ramach pracy zdalnej. Czyli relacje interpersonalne są ważne. Tak jak podążanie za pracą. „Zetki” nie są związane z jednym miejscem. Jeśli więc trafiłaby się atrakcyjna oferta pracy, zmiana zamieszkania dla zaspokojenia ambicji zawodowych wchodzi w grę. W wybranym kraju w Europie jest skłonna pracować niemal jedna czwarta najmłodszych roczników odpytanych przez Wyższą Szkołę Humanitas.
Zawód influencer
– Niemały odsetek przedstawicieli pokolenia Z deklaruje chęć pracy w zawodach silnie bazujących na kompetencjach cyfrowych, w branży IT, digital marketingu, na stanowiskach związanych z tworzeniem animacji i grafik, a także stron internetowych. Jednocześnie są to profesje, których podstawy można poznać w domowym zaciszu. Jest to zatem dobra prognoza zarówno dla kandydatów, jak i dla pracodawców. Nowe technologie i proces stopniowego przechodzenia biznesu do świata online mogą być napędzane przez młodych i zdolnych – przyszłych ekspertów. Prędzej czy później firmy będą potrzebować ich umiejętności – zaznacza Agnieszka Kolenda z Hays Poland.
Już potrzebują – influencerów, czyli wpływowych, rozpoznawalnych osób, które gromadzą wokół siebie dużą grupę fanów (followersów) i budują z nimi trwałe relacje. Dla marek sprzedażowych to świetny nośnik reklamy ich produktów. Opowiadając internautom o nowym napoju czy nowej kolekcji ubraniowej, influencer przyciąga klientów do marki.
Najnowsze dane przedstawione przez Morning Consult pokazują, że 57 proc. osób z pokolenia Z chętnie zostałoby influencerami. Inny raport – stołecznego instytutu badawczego IQS („Aspiracje dziewczynek w Polsce”) – wskazuje, że 48 proc. dziewcząt w wieku 10-15 lat uznała prowadzenie kanału na YouTubie czy profilu na Instagramie albo TikToku za atrakcyjne zajęcie zawodowe. Co piąta nastolatka chce się zająć w przyszłości projektowaniem stron internetowych lub grafiką komputerową.
Skąd takie motywacje? Praca w roli influencera kojarzy się z życiem celebryty (piosenkarza, aktora, prezentera), który nagrywa muzykę, piszę książkę, a najważniejsze, że na spotkania z fanami ściąga tłumy i zarabia krocie na drogich biletach wstępu. „Zetki” liczą na szybką sławę i łatwe pieniądze. – Te mogą pojawić się wcześnie w karierze influencera. Udane, profesjonalne filmy zachęcają marki do współpracy. Bo na tym po prostu się zarabia – przyznaje wprost Michał Jeska, założyciel platformy społecznościowej oyou.me, na której twórcy mogą zbudować zaangażowaną społeczność i monetyzować treści.
Kto nie zostanie freelancerem
Gdzie jeszcze na rynku pracy widzą swoje miejsce „zetki”? Co na ten temat mówią badania? Nie może być zaskoczenia – młodzi najczęściej identyfikują swoją przyszłość z branżą technologiczną – takiej odpowiedzi udzieliło 29 proc. indagowanych przez Wyższą Szkołę Humanitas. Co czwarty pytany widzi siebie w przyszłości w przemyśle muzycznym oraz w zawodach związanych z produkcją gier wideo. Duża część uczestników badania rozpoznaje swoje preferencje zawodowe w kierunku mody oraz sportu (po 22 proc. wskazań), informatyki (21 proc.) oraz mediów (20 proc.). Dominuje więc branża kreatywna.
Właśnie w wieku 16 lat Krystian Sobotka otworzył swój pierwszy biznes. To był portal gamingowy, który zgromadził 350 tys. użytkowników. Przy promocji swojego serwisu, twórca współpracował z 70 influencerami, czyli zaczął zarabiać jako nastolatek i dawał zarobić swoim rówieśnikom. Sobotka od 10 lat specjalizuje się w marketingu internetowym, a od 2019 roku tworzy plany marketingowe, kampanie reklamowe e-commerce dla firm, buduje relacje marketingowo-sprzedażowe między partnerami i prowadzi warsztaty dla przedsiębiorców. Zrealizował do tej pory ponad 100 takich kampanii, dzięki którym jego klienci wygenerowali przychody w sumie na poziomie 18,7 mln zł.
Trzy lata starszy do Sobotki był Mateusz Serotiuk, kiedy stworzył markę Pocademy, czyli wirtualną szkołę do nauki gry w pokera. Mając 20 lat, założył serwis bukmacherski z siedzibą w San Francisco, przyjmujący zakłady od graczy e-sportu. Swoje doświadczenie wykorzystywał w branży gier, współpracując z firmą Gaming Live. I przez prawie cztery lata jako freelancer pracował w roli konsultanta ds. pozyskiwania funduszy w celu sfinansowania jednego ze start-upów. Obecnie pracuje na etacie jako główny specjalista ds. bezpieczeństwa informacji w instytucji płatniczej Volt.
Przykład Serotiuka pokazuje, że można być sobie samemu przysłowiowym sterem, żeglarzem i okrętem. A może również pływać pod cudzą banderą, czyli – mówiąc wprost, bez owijania w marynistyczną metaforę – pracować gdzieś na etacie. Co nie oznacza rezygnacji z przynależnej „zetkom” wolności. Zawsze można się zwolnić i założyć kolejną firmę. Albo przejść na samozatrudnienie czy umowę o dzieło i realizować zlecenia.
Wnioski z badań Wyższej Szkoły Humanitas potwierdzają jeden fakt: przeszło połowy „zetek” nie interesuje praca w organizacji – chcą być freelancerami. Ale nie jest powiedziane, że zrealizują te oczekiwania. – To, że większość badanych marzy o byciu freelancerami i pracy w branżach kreatywnych, wcale nie oznacza, że tak potoczy się ich zawodowy los. Wyobrażenia „zetek” o rynku pracy są mocno idealistyczne i rozmijają się z rzeczywistością. Sektor kreatywny, mimo że zwłaszcza w dużych miastach dynamicznie się rozwija, nie jest na tyle chłonny, by zaspokoić potrzeby pracownicze „zetek” – przestrzega prof. Michał Kaczmarczyk, rektor Wyższej Szkoły Humanitas.
Niemal 40 proc. badanych zadeklarowało chęć prowadzenia własnej działalności gospodarczej, lecz zbliżony odsetek najmłodszych pokoleniowo pracowników na rynku marzy o zatrudnieniu w międzynarodowej korporacji. W polskim przedsiębiorstwie pracę podejmie co piąty, a mniej więcej co dziesiąty jest w stanie związać swój zawodowy los z firmą rodzinną. Nie ma więc reguły: tylko etat, tylko zlecenie, tylko własna działalność.
Urodzeni liderzy
„Zetki” to pracownicy mobilni, czyli ciągle poszukujący. Taką postawę usprawiedliwia młody wiek. Mając dwadzieścia kilka lat, jest jeszcze stosunkowo dużo czasu na rozpoznanie rynku, na znalezienie miejsca u wybranego (ale niekoniecznie: docelowego) pracodawcy oraz ugruntowanie swojej pozycji zawodowej. Kuszącym modelem jest dla nich franczyza, bo zapewnia zawodową elastyczność, nie skazuje młodego człowieka na korporacyjny dryl, a zarazem daje oparcie w sieci, która ośmiela do biznesowej zaradności.
– Z „zetkami” zetknęliśmy się na październikowych Targach Franczyza 2023 w Warszawie. Młodzi ludzie zadawali mnóstwo pytań, byli konkretni i chętni do działania. Z racji tego, że oferujemy franczyzę w dynamicznej, ciekawej branży, jaką jest branża fitness, nasza oferta cieszyła się w oczach „zetek” naprawdę dużym zainteresowaniem – widać było, że wizja prowadzenia własnego klubu fitness przyciąga jak magnes. Wiele z nich przyznawało, że aktualny próg finansowy stanowi pewną barierę. Jednocześnie, spora grupa potencjalnych franczyzobiorców wyraziła zdecydowanie zamiar powrotu, co wskazuje na trwałe zainteresowanie naszą ofertą, nawet jeśli obecnie potencjalni chętni potrzebują czasu na zebranie niezbędnych środków – mówi Anna Karpińska, współkoordynator projektu rozwoju franczyzy w sieci klubów fitness CityFit.
Liderująca na rynku dowozu jedzenia Stava chętnie stawia na franczyzobiorców z generacji Z. – Dostrzegamy, że są to osoby pełne zapału, zmotywowane i zdeterminowane do osiągnięcia sukcesu, co w każdym biznesie jest bardzo ważne. Wniosek, który nasuwa mi się właśnie na podstawie współpracy z naszymi najmłodszymi partnerami, to z pewnością otwartość na rozwój, nowe technologie, zmiany, co w przypadku starszych franczyzobiorców nie jest aż tak oczywiste. Mam poczucie, że ta otwartość jest kluczowa dla zarządzania firmą współcześnie, gdy biznes w każdej chwili musi być elastyczny i gotowy na dostosowanie się do nowych realiów potrzeb rynku i ciągłych zmian. Zwłaszcza w tak dynamicznej branży jak food delivery – przyznaje Jarosław Chłopecki, kierownik ds. rozwoju sieci Stava.
W tej chwili około 36 proc. franczyzobiorców Stavy to reprezentanci pokolenia Z. A wpływające zapytania o możliwość współpracy z siecią, w dużej mierze – bo w prawie jednej trzeciej przypadków – pochodzą właśnie od osób urodzonych po 1995 roku. Stava dostrzega w młodych przedsiębiorcach ogromny potencjał i interesujących partnerów do współpracy, którzy są urodzonymi liderami.
– W pokoleniu Z zauważam silnie rozwinięte cechy przywódcze i przedsiębiorcze, a dodatkowym atutem ich jest nastawienie na efekty i spektakularne wyniki. To cechy, które są ogromną wartością w prowadzeniu firmy, w tym także franczyzy. Nie da się ukryć, że młodzi partnerzy lubią wyzwania, podejmują je, ale co ważne, potrafią odpuszczać, co niejednokrotnie w biznesie jest pożądaną i niełatwą umiejętnością
– komentuje Jarosław Chłopecki.
„Zetki” pójdą do biznesu
Skoncentrujmy się jednak na przedsiębiorczości „zetek”. Bo pojawia się pytanie, czy najmłodsza na rynku pracy generacja jest zaradna i gotowa na poniesienie trudu w związku z prowadzeniem swojego biznesu. Wszak przyjemna swoboda i niezależność w postaci własnej firmy wymusza kalkulowanie większego ryzyka.
– Walka o swój dobrostan psychiczny to niemalże motto, którym kieruje się pokolenie Z. Praca na etacie raczej je ogranicza i stosunkowo szybko może doprowadzić do wypalenia, co skutkuje kolejną zmianą w życiorysie. Dlatego zdarza się tak, że etat jest dla nich jedynie „trampoliną” do założenia swojego biznesu, gdzie później na bazie nabytych praktyk etatowych „zetki” będą wyposażone we wszelkie narzędzia umożliwiające im założenie własnej działalności i obsługiwanie swoich klientów wielowymiarowo – uważa Paulina Kwiatkowska.
Za przedsiębiorczością przemawia również nieufność wobec struktur korporacyjnych. Własna firma symbolizuje wolność, decyzyjność, elastyczność oraz większą kontrolę nad rozwojem zawodowym. Ale branie wszystkiego na siebie wymaga albo dużej odporności psychicznej i determinacji albo wieloletniego doświadczenia na rynku pracy (którego „zetki” nie posiadają), kiedy w pracowniku dojrzewa decyzja o rezygnacji z pracy dla kogoś i zrobienia czegoś dla siebie. Nie zawsze się to udaje. Trzeba jednak mieć odwagę spróbować. Czy „zetki” ją mają?
– Może się tak wydawać. Wykazują się bowiem odwagą w podejmowaniu nowych wyzwań i nie boją się szukać nietypowych ścieżek kariery. Jednak równocześnie są pragmatyczni i zdają sobie sprawę z potencjalnych korzyści związanych z pracą w renomowanych korporacjach, takich jak stabilność zatrudnienia, rozwój zawodowy oraz dostęp do zasobów, dzięki którym ten rozwój jest możliwy – twierdzi Tomasz Gromko, szef działu rekrutacji stałych w Grupie Progres.
A wizja bycia sobie zarazem pracodawcą i pracownikiem działa kusząco na wyobraźnię „zetek”. Jak zbadała międzynarodowa firma doradcza Ernest & Young, 53 proc. indagowanych z pokolenia Z liczy, że będzie prowadzić własny biznes za 10 lat. Jeszcze bardziej optymistyczni są przedstawiciele pokolenia Z, którzy już pracują – 65 proc. z nich uważa, że zostanie przedsiębiorcą do 2030 roku. Respondenci chcą pozyskać możliwie wcześnie szereg kompetencji potrzebnych do rozwoju zawodowego.
– Przedsiębiorczy sposób myślenia można kształcić już w dzieciństwie i część zachodnich społeczeństw ma takie podejście w swoim DNA. Spodziewam się, że wraz z rozwojem gospodarki wolnorynkowej nauka przedsiębiorczości będzie rozpoczynała się coraz wcześniej, również w naszym kraju. Na razie rozwijamy szereg programów wspierających start-upy, prowadzone są pierwsze programy rozwoju przedsiębiorczości dla dzieci i młodzieży. Spodziewam się, że przyniosą one efekty w dłuższym terminie. Liczę również, że będą znikać bariery legislacyjne i podatkowe, co mogłoby skutkować prawdziwym rozkwitem innowacyjności i przedsiębiorczości w naszym kraju – mówi Marek Jarocki, partner Ernest & Young.
Dziesięcioletni przedsiębiorca
Opowieść o krzewieniu przedsiębiorczości od dzieciństwa ma, absolutnie, sens. Mało tego, są dowody, że im wcześniej „zetki” interesują się biznesem, tym lepiej i dla nich, i dla biznesu. Przykładem Krystian Gontarek (rocznik 2001), który mając raptem 10 lat, zaczął snuć marzenia zawodowe. Niby nic niezwykłego – dzieci przecież zastanawiają się, kim będą, jak dorosną. Krystianowi marzyło się stworzenie własnej gry komputerowej. Zwierzył się swojemu tacie, który opowiedział mu o start-upach.
Chłopiec bardzo się do tego zapalił i podczas konkursu Start-up Weekend Kraków zrealizował swój pierwszy pomysł biznesowy – aplikację do rekomendacji gier. Później wymyślił narzędzie do tworzenia list prezentów (Kidgifter.pl), a następnie – do rekrutowania zespołów w start-upach (spotie.me).
„Trudno powiedzieć, w jakim kierunku rozwiną się te projekty, nad którymi teraz pracuję, ale na pewno któryś z moich pomysłów chciałbym przekształcić w biznes. To, co teraz robię, jest dla mnie przygotowaniem do dorosłego życia i zarabiania pieniędzy oraz uczy, jak się mobilizować, żeby coś realizować. My dzieci mamy tak naprawdę tylko obowiązki w szkole i w domu, nikt mnie nie zmusza do realizowania moich projektów, ale skoro już podjąłem to wyzwanie, to powinienem to dalej robić. Jest to więc taki mój trzeci obowiązek” – mówił kilka lat temu Krystian Gontarek w rozmowie z „Pulsem Biznesu”.
Od 13. roku życia Krystian prowadzi z tatą warsztaty dla dzieci w wieku 10-18 lat – SzlachtaStartupuje.pl. Uczestnicy uczą się posługiwania nowymi narzędziami internetowymi, tworzenia zespołu i pracy w zespole, budowania prototypu strony internetowej oraz promowania swoich pomysłów w mediach społecznościowych. Zajęcia są poświęcone też przygotowywaniu biznesplanu. Do założenia firmy w młodym wieku nie są niezbędne pieniądze. Potrzebna jest edukacja, czyli lekcje przedsiębiorczości, które pozwolą dzieciom, nastolatkom, starszej młodzieży ponazywać marzenia, aby uczynić je realnymi. Wiedza przyniesie pomysły i da narzędzia, jak śmiałe koncepcje biznesowe wcielić w życie. Sześć lat temu Krystian z tatą napisali o tym książkę „Gotowi na zabawę w biznes? Start-up!”, która może być podręcznikiem dla „zetek”, jak zacząć przygodę z biznesem w młodym wieku.
Biznesowym wzorem dla innych „zetek” mogą być też Aleksander Paczek i Wiktor Rostkowski, którzy w 2013 roku kończyli to samo warszawskie liceum. Postanowili na własną rękę wyprodukować pamiątkowe bluzy dla maturalnego rocznika. To była spontaniczna decyzja – nie biznesowa. – Prototypy stworzyliśmy dzięki dorywczej pracy w lato. Zainwestowaliśmy w nie wszystkie oszczędności, które wynosiły około 2000 zł. Zamiast skorzystać z gotowych „importowanych” bluz kiepskiej jakości i po prostu nadrukować na nich logo, sami znaleźliśmy szwalnię pod Warszawą. Za projekt graficzny odpowiadała natomiast koleżanka, która wybierała się na studia na kierunku artystycznym – mówi Aleksander Paczek, współzałożyciel firmy Merch Up.
Przyszli przedsiębiorcy podeszli do zadania jak wytrawni biznesmeni. Wyprodukowali więcej bluz, niż zamówili koledzy i koleżanki z klasy. Nadwyżkę postanowili zainwestować – rozdali więc ubrania wśród uczniów z młodszych roczników w celach reklamowych. I uruchomili duży popyt. Zaczęli zbierać kolejne zamówienia. Chętni zadeklarowali zakup 300 bluz po 100 zł za sztukę. Tak raczkujący przedsiębiorcy zarobili 30 tys. zł.
Minęło 10 lat, a biznes ubraniowy kwitnie aż miło. Miesięczne obroty marki odzieżowej wynoszą około 1,2 mln zł. MerchUp produkuje rocznie 100 tys. bluz – dla 500 firm i 150-200 szkół. Marka planuje ofensywę biznesową w kierunku ościennych rynków zbytu. Chce zakotwiczyć w Czechach oraz Niemczech i tam tworzyć oddziały zagraniczne. Biznesmeni zapewniają, że firma w młodym wieku to nic strasznego. I nie trzeba mieć na starcie worka z pieniędzmi. – Stronę internetową można zaprojektować samemu, na platformie, gdzie płaci się za hosting 60 zł. Są także strony do generowania brandingu. Najwięcej pieniędzy wydajemy co miesiąc na marketing, pracowników i utrzymanie biura – mówi Aleksander Paczek.
Zetkę znajdziesz też w Żabce
Eryk Lewandowski ma dopiero 21 lat, a ma już trzyletnie doświadczenie w pracy na etacie oraz roczne w prowadzeniu własnego biznesu pod marką Żabka. Pomysł otwarcia sklepu podsunęła mu mama, ale niezależnie od tego sam myślał o założeniu własnej działalności. Od początku rozważał franczyzę, która daje większe bezpieczeństwo. Właściwie nie rozważał niczego innego oprócz Żabki.
– To największa sieć franczyzowa w Polsce z niedużą kwotą inwestycji na start. Poza tym pracowałem wcześniej w sklepie Żabka, dzięki czemu nabrałem doświadczenia, widziałem od zaplecza, jak ten biznes funkcjonuje – mówi Eryk Lewandowski.
Kwota inwestycji na start wynosi 5 tys. zł, ale jak twierdzi Eryk Lewandowski jest ona nawet zawyżona. Przeznaczana jest na zakup kasy fiskalnej i koncesji, której koszt sieć refunduje po trzech miesiącach współpracy. Ponadto Żabka remontuje lokal, wyposaża i zatowaruje go oraz w przypadku nowo otwieranych punktów inwestuje w monitoring oraz zabezpiecza zaplecze IT. Franczyzobiorca natomiast zatrudnia pracowników, opłaca składki ZUS, podatek VAT, pokrywa koszty wody i wywóz śmieci.
– Wsparcie Żabki nie kończy się na przygotowaniu sklepu do otwarcia. Franczyzobiorcy otrzymują m.in. dostęp do bezpłatnych szkoleń, zaplecza logistycznego i pomocy serwisowej, objęci są również zbiorowym ubezpieczeniem „Polisa na biznes”, które na zasadach określonych z zakładem ubezpieczeń chroni ich przed ewentualnym niepowodzeniem finansowym i zapewnia stabilność ekonomiczną w momencie zakończenia współpracy z siecią z ujemnym saldem. – To, co cenię najbardziej we współpracy z siecią, to stały kontakt z jej przedstawicielami na każdym etapie działalności: od podpisania umowy franczyzowej, przygotowania sklepu do otwarcia, przez stały kontakt i pomoc przez cały okres współpracy. Mam do dyspozycji menedżera ds. sprzedaży, z którym omawiam różne kwestie dotyczące mojej działalności, mogę zgłaszać mu wszelkie uwagi, wątpliwości czy informować o pojawiających się wyzwaniach i wspólnie z nim je rozwiązywać. Ponadto dodatkowym narzędziem jest intranet dla franczyzobiorców, który także służy do komunikowania się z siecią – przyznaje Eryk Lewandowski.
Zdaniem franczyzobiorcy, biznes może przynieść oczekiwane rezultaty, a nawet większe, gdy korzysta się z szerokich zasobów oferty franczyzowej oraz możliwości rozwoju w strukturach firmy. W 2023 roku ponad 81 proc. przedsiębiorców współpracujących z Żabką osiągnęło co najmniej 25 tys. zł przychodu miesięcznie. – Żabka jest dla osób, które chcą mieć coś swojego i zdobywać nowe doświadczenie. Oprócz sklepu można również rozwijać się w strukturach sieci np. jako trener ds. szkoleń czy ambasador franczyzy. W przyszłości chciałbym szkolić nowych franczyzobiorców, dzięki czemu zyskam nowe kompetencje oraz dodatkowe finanse. Zanim jednak zacznę przyuczać innych do działalności franczyzowej pod marką Żabka, muszę pogłębić własną wiedzę o biznesie – mówi Eryk Lewandowski.
Sklep Eryka Lewandowskiego znajduje się w centrum Zielonej Góry. Zanim podjął decyzję o lokalizacji, analizował trzy propozycje. Wybrał placówkę w centrum miasta. – Franczyzobiorca stawia mocno na rozwój części gastronomicznej sklepu. Jak twierdzi nawet 50 proc. przychodu generuje sprzedaż gotowych produktów, hot dogów i kawy.
Przedsiębiorca w tej chwili zatrudnia pięć osób – w tym pracowników pełnoetatowych oraz osoby zatrudnione w krótszym wymiarze czasu. – W sklepie jestem codziennie. W zarządzaniu pomaga mi aplikacja Cyberstore, dzięki której mogę sprawdzać i obserwować bieżący stan sklepu – pierwsze danego dnia logowanie do kasy, bieżący stan kasy, godzinę pierwszej i ostatniej transakcji oraz ich całkowitą liczbę – wymienia Eryk Lewandowski. Franczyzobiorcy korzystają także z systemu OptiPlan, który służy do optymalizowania funkcjonowania placówki i kontrolowania stanu zatowarowania sklepu.
Eryk Lewandowski zapowiada, że być może w przyszłości uruchomi drugi sklep Żabka, ale na razie skupia się na zarządzaniu obecną placówką oraz na rozwoju w strukturach sieci.
Doświadczona bizneswoman w młodym wieku
Marcelina Śmiglewska otworzyła punkt Bafra Kebab za namową narzeczonego. Mimo młodego wieku 24 lat jest już doświadczoną przedsiębiorczynią, od czterech lat prowadzi firmę transportową. – Szukałam dodatkowej działalności, mimo że moja pierwsza firma bardzo dobrze się rozwija. Zwiększam liczbę połączeń i ich zasięg, ale chciałam spróbować jeszcze czegoś innego – przyznaje Marcelina Śmiglewska. Od początku myślała o gastronomii. Bafra Kabab nie była jednak jedyną opcją. Franczyzobiorczyni sprawdzała także inne marki, ale ostatecznie wybór padł na Bafra Kebab. Istotnym elementem był dla niej łatwy kontakt z przedstawicielami sieci i ich wysoki poziom kompetencji. Już właściwie podczas pierwszej rozmowy zdecydowała o inwestycji. – Inne firmy oferowały tylko przyczepę gastronomiczną i nic więcej. Nie było szkoleń, a posiłki musielibyśmy przygotowywać według własnego uznania. Nie było żadnego zaplecza merytorycznego i wsparcia, na którym opiera się franczyza. Zupełnie inaczej jest w przypadku Bafra Kebab. Umowę licencyjną podpisałam już na pierwszym spotkaniu w centrali Sweet Gallery. Każda rozmowa z firmą miała później pokrycie w praktyce. To, co usłyszałam na spotkaniu, było następnie realizowane – przyznaje Marcelina Śmiglewska.
Ważnym elementem wdrażającym w biznes było szkolenie, które trwało sześć dni i obejmowało teorię oraz praktykę. Pierwszego dnia w centrali firmy było szkolenie teoretyczne, a przez kolejne pięć dni było szkolenie praktyczne w działającym punkcie Bafra Kebab z regularną sprzedażą i obsługą klientów. Na koniec szkolenia, szóstego dnia był egzamin.
Uruchomienie punktu Bafra Kebab trwało ok. 1,5 miesiąca. Otwarcie odbyło się zaraz przed świętami Bożego Narodzenia, 20 grudnia, w gorącym okresie zakupowym. – Znajdujemy się obok Kauflandu, dzięki czemu mieliśmy naprawdę intensywny ruch klientów. Boom sprzedażowy trwał do Nowego Roku. Teraz jest lekkie wyciszenie, ale styczeń ogólnie w handlu słynie z mniejszego ruchu i jest to normalne. Niemniej jednak motywuje mnie to jeszcze bardziej do działania. Korzystamy z kuponów promocyjnych, udostępnianych przez centralę, co też wzmacnia sprzedaż i przyciąga klientów – mówi Marcelina Śmiglewska.
Aktualnie w punkcie pracują trzy osoby rotacyjnie. Zaraz po otwarciu było ich więcej, ale jak twierdzi franczyzobiorczyni, wynikało to z potrzeby rozeznania w biznesie oraz dużego ruchu w okresie świąteczno-noworocznym. Punkt Bafra Kebab otwarty jest w godzinach 10:00 – 21:00 przez cały tydzień. W tej chwili franczyzobiorczyni odwiedza punkt co drugi dzień, ale w grudniu była codziennie. Obecnie więcej korzysta z możliwości zdalnego kontrolowania pracy. Punkty Bafra Kebab wyposażone są w monitoring i system IT, dzięki któremu można na bieżąco obserwować stan kasy, liczbę transakcji oraz godzinę pierwszego i ostatniego logowania do kasy w danym dniu. Franczyzobiorca widzi sytuację w punkcie, jakość obsługi klienta oraz jakość pracy personelu.
– Biznes Bafra Kebab jest wygodny. Zasady działalności i prowadzenia punktu są przejrzyste oraz łatwe w opanowaniu. Najtrudniejszym okresem dla mnie był początek działalności. Bałam się, że nie podołam i klienci będą niezadowoleni, czego nie chciałam tym bardziej na starcie biznesu. Na szczęście wsparcie ze strony sieci bardzo mi pomogło. Bez opiekunów byłoby mi o wiele trudniej, nie wiem, czy w ogóle dałabym sobie radę – przyznaje Marcelina Śmiglewska. Opiekunowie dostępni są o każdej porze dnia przez cały tydzień telefonicznie oraz podczas wizyt przeprowadzanych raz w miesiącu. – Nie jest to kontrola tylko raczej spotkania doradcze. Omawiamy całościowo jakość funkcjonowania punktu, pomagają mi wyłapać błędy i podpowiadają, jak ich unikać w przyszłości oraz radzą, jak właściwie rozwiązywać pewne sprawy – mówi Marcelina Śmiglewska.
Koszt inwestycji w pojedynczy punkt Bafra Kebab to kwota zaczynająca się już od 15 tys. zł. Reszta kwoty jest leasingowana. Jest też możliwość wynajmu przyczepy. Oferta współpracy dobierana jest indywidualnie pod każdego klienta. Franczyzobiorczyni nie zamierza poprzestać na jednym punkcie Bafra Kebab. W okolicach marca i kwietnia zamierza uruchomić drugi punkt, już w innej miejscowości, w odległości 50 km od miejsca zamieszkania.
Pieniądze – tak, benefity – też
„Zetki” są specyficzne. Praca czy własny biznes ma im nie przeszkadzać w realizacji planów osobistych: podróżach, uprawianiu hobby, rozwoju osobistym, działalności obywatelskiej. Najważniejsze są: szczęście (62 proc.), rodzina (60 proc.), a dalej pasja (56 proc.), ekologia (51 proc.), wolność na równi z niezależnością (51 proc.), zdrowie (44 proc.) i miłość (37 proc.) – tak odpowiadali ankietowani przez Wyższą Szkołę Humanitas. Bezpieczeństwo finansowe miało znaczenie tylko dla 16 proc. badanych, a jedynie co dziesiąty respondent wśród najwyżej cenionych wartości w życiu wskazywał robienie kariery.
Możliwość pogodzenia pracy z życiem zawodowym była najczęściej padającą odpowiedzią, na pytanie, co „zetki” najbardziej cenią w firmie, w której pracują. Dopiero w drugiej kolejności wymieniali atrakcyjne zarobki, ale natychmiast – możliwość wykonywania swoich obowiązków w elastycznych godzinach pracy.
Płaca nie jest bez znaczenia, czy ktoś pracuje na etacie, czy prowadzi własny biznes. – Kwestia konkurencyjnego wynagrodzenia wciąż pozostaje ważnym aspektem motywacyjnym. „Zetki”, świadome swojej wartości rynkowej, dążą do uzyskania wysokich zarobków. To z kolei może generować pewne napięcia z pokoleniami, które wiążą się z pracodawcą na wiele lat i przywykły do innych standardów zatrudnienia. Konieczność skonfrontowania się z tymi rozbieżnościami stawia przed firmami wyzwanie zarządzania różnorodnością pokoleniową. Obecnie znaczenie na rynku zyskują również kwestie benefitów pozapłacowych. Firmy obecnie prześcigają się w coraz nowszych i bardziej oryginalnych benefitach. Wśród tych najciekawszych i wartych rozważenia są m.in. wsparcie zdrowia zwierzaków, mindfulness czy dofinansowanie do posiłków – wymienia Paulina Kwiatkowska, konsultantka agencji rekrutacyjnej Antal Polska.
Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze. Praca ma być ciekawa i nie przeszkadzać „zommerom” w życiu – to już wiemy. Czym więc w najbliższej przyszłości będą zajmowały się „zetki”, które zdecydują, że lepiej pracować dla siebie, a nie dla innych? – Przedsiębiorcy z tej grupy skupiają się na innowacjach technologicznych, zrównoważonym rozwoju i społecznej odpowiedzialności biznesu – wylicza Tomasz Gromko. I dostrzega wiele różnic w podejściu do pracy między etatowcami z pokolenia Z a ich rówieśnikami, którzy założyli własną firmę. To jak ścieranie się dwóch energii zawodowych: stabilność kontra autonomia, awans stanowiskowy kontra swobodny wpływ na modelowanie swojej kariery.
Jedno jest pewne – do najmłodszych należy rynek pracy. – Ich firmy skupią się na społeczności, edukując i wspierając ją, wykorzystując inteligentne podejście zasady „work smart not hard”. Główną cechą charakterystyczną dla przedstawicieli i przedstawicielek pokolenia Z to odwaga, jaką kierują się w życiu, dzięki czemu podejmują ryzyko i cały czas szukają siebie nabywając jednocześnie wszechstronne umiejętności – podsumowuje Paulina Kwiatkowska.
W przypadku „zetek” nie wszystko od nich zależy. Swoje trzy grosze wtrącili politycy – podjęli pracę w parlamencie nad regulacjami prawnymi, które mają ułatwić małoletnim zakładanie firmy. Nie trzeba będzie mieć zgody rodziców na prowadzenie działalności, wystarczy zgoda sądu. To byłaby rewolucja w przepisach na miarę oczekiwań młodych gniewnych biznesmenów.
PRZECZYTAJ ARTYKUŁY
Hipnoza w biznesie? W czym może pomóc? I czy to naprawdę działa? Anna Godlewska, hipnoterapeutka, coach i trener efektywnych zespołów zapewnia, że tak.
Marka New York Pizza Department podpisała umowę z masterfranczyzobiorcą w Egipcie. Na przyszły rok zapowiada pierwsze otwarcia na egipskim rynku.
La Mancha szuka partnerów szczególnie w Białymstoku i Szczecinie. Dlaczego to dobry moment na nawiązanie współpracy?
Z kosmetyczną marką Yves Rocher można współpracować w dwóch modelach. Czym się różnią?
Połączenie restauracji z produkcją piwa przyciąga klientów. Browar Korona postanowił to wykorzystać.
NAJCZEŚCIEJ CZYTANE
Żeby myśleć o otwarciu własnego McDonalda nie wystarczą tysiące ani setki tysięcy złotych . Potrzeba więcej. Ile? I co franczyzobiorca Złotych Łuków dostanie w zamian?
Rozważasz otwarcie firmy? Najpierw zainwestuj w subskrypcję magazynu "Własny Biznes FRANCHISING" i sprawdź, jaki biznes się opłaca! Tego nie przeczytasz w internecie!
Pieczarkarnia to opłacalny biznes nawet na niedużą skalę. Właściciel jednej hali zbiera plony co sześć tygodni. Gdy ma się więcej pomieszczeń – wtedy na zyski można liczyć co tydzień.
Franczyzobiorczyni Tax Safe z Krakowa dba o work-life balance, ale klientów cały czas jej przybywa. Jak sobie radzi?
Jeśli marzysz o własnym biznesie, szukasz inspiracji lub chcesz dowiedzieć się więcej o franczyzie – teraz jest idealny moment, by działać!
POPULARNE NA FORUM
Co sądzicie o Oskrobie?
Witam, Z calego serca odradzam jakąkolwiek wspolprace z ta firma. Okolo 2 miesiące temu zglosilam sie do Oscroby bedac zainteresowana franczyza ich sieci. Wyslalam do nich...
Planuję założyć własną działalność - od czego zacząć?
Najlepiej zacząć od kupna gotowej spółki . Zakup gotowej spółki daje pewność, że firma istnieje i ma już zarejestrowany kapitał zakładowy, co może być ważne z...
Oszukani przez franczyzodawcę
Wspolpraca z firma Ship Center jako franczyzobiorca??? ODRADZAM SPRAWDZ ICH UMOWE U SWOJEGO PRAWNIKA, jest ona jednostronna i ukierunkowana na kary umowne ktore sobie sami...
Czy na odzieży można jeszcze zarobic?
Ja kupuję na hurtowni stradimoda.pl od jakiegoś roku nie zawiodłam się doradzą zawsze dobrze dbają o klienta a uwierzcie mi jest dużo hurtowni które chcą tylko...
piszę pracę na temat franchisingu :)
hej, tez poszukuję danych, znalazłaś coś może oprócz ilości placówek i marek franczyzowych?
Sukcesja w Intermarché i Bricomarché
przeciez to złodzieje
piszę pracę na temat franchisingu :)
Szukam szcegółowego raporty na temat franczyzy w latach przed pandemią i po. Rozumiem że osttani raport opublikowany był za rok 2010 ale niestety jego również nię mogę...
Praca magisterska - licencjacka o franchisingu
Witam, Jestem studentką III roku Finansów i Rachunkowości na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Obecnie prowadzę badania w ramach seminarium dyplomowego. Poniższa ankieta...