Dobrego lokalu na sklep Magdalena Kujawa szukała trzy miesiące. Rozważała otwarcie biznesu w podwarszawskiej miejscowości, ale w końcu zdecydowała się na stolicę.
Wtorek
11.08.2015
Magdalena Kujawa ubranka marki 5.10.15 kupowała swojemu synowi, gdy był dzieckiem. Teraz, po latach, postanowiła zostać właścicielką sklepu pod tym szyldem.
 

Moim życiem rządzi przypadek – śmieje się Magdalena Kujawa. – Nawet mój syn urodził się w piątek trzynastego. Od wielu lat prowadzi własną działalność usługową. Ponad rok temu pomyślała, że warto byłoby zająć się jeszcze handlem.
Przeczytałam kiedyś wywiad z prezesem Komeksu, firmy, która jest właścicielem marki 5.10.15 – opowiada Magdalena Kujawa. – Znałam tę markę od 20 lat, bo w sklepach 5.10.15 kupowałam ubrania dla swojego syna, gdy był małym dzieckiem. Wiedziałam, że są ładne, dobre jakościowo, mają przystępną cenę. Pomyślałam, że może warto byłoby otworzyć sklep tej sieci. Poczytaliśmy z mężem o franczyzie. Okazało się, że oferta 5.10.15 jest bardzo atrakcyjna, przejrzysta, formalności nie są skomplikowane. Poza tym to marka dobrze znana na rynku. A ja nie chciałam otwierać przysłowiowego „Maluszka” czy „Bobasa”, który nie miałby żadnej wyrobionej renomy.

Postawiła na Warszawę

Dobrego lokalu na sklep Magdalena Kujawa szukała trzy miesiące. Rozważała otwarcie biznesu w podwarszawskiej miejscowości, ale w końcu zdecydowała się na stolicę.
– Przede wszystkim szukaliśmy miejsca, gdzie nie ma konkurencyjnego sklepu sieci, natomiast są duże osiedla, przedszkola – mówi franczyzobiorczyni. – Franczyzodawca opiniował nasze propozycje. Niektóre odrzucał, podpowiadając, że np. w tej lokalizacji ciężko będzie o utarg, który pozwalałby szybko osiągnąć rentowność i zwrot nakładów.
Ostatecznie wybór padł na lokal w dzielnicy Ursynów. Sklep mieści się w ciągu komunikacyjnym, którym często przechadzają się mamy z małymi dziećmi.
To miejsce też znaleźliśmy przez przypadek – śmieje się Kujawa. – Jechaliśmy obejrzeć zupełnie inny lokal, a po drodze zauważyliśmy ten. I w rezultacie go wynajęliśmy.
Lokal wymagał remontu, bo wcześniej znajdował się w nim sklep spożywczy. Trzeba było postawić ścianki działowe, przygotować przymierzalnię, witrynę. Wszystko zostało zrobione na podstawie projektów, przygotowanych przez franczyzodawcę. Udało się zaoszczędzić na wydatkach, bo prace budowlane i adaptacyjne wykonała zaprzyjaźniona ekipa. Meble zrobiła firma, która wykonuje wyposażenie dla wszystkich sklepów sieci.

Nowicjusz w branży odzieżowej

Prowadzenie sklepu to była dla mnie zupełna nowość. Gdy zobaczyłam kartony z ubraniami, to trochę się przeraziłam. Wszystko trzeba było wyjąć z folii, powiesić na wieszakach, ometkować. A ja nigdy wcześniej nie miałam metkownicy w ręku – wspomina franczyzobiorczyni. Wszystkie nowości udało się jednak oswoić. Pomogły szkolenia, organizowane przez franczyzodawcę.
– Razem z personelem jeździłam do już działającego sklepu marki, przedstawiciele sieci przyjeżdżali także do nas, również w dniu otwarcia – opowiada Magdalena Kujawa. – Mieliśmy szkolenia z obsługi programu komputerowego, z kategorii produktów, ekspozycji towaru.
Okoliczni mieszkańcy wiedzieli, że w lutym 2014 roku w ich sąsiedztwie otworzy się nowy sklep 5.10.15. Zapowiadał to zresztą duży, widoczny z daleka plakat.
Ludzie czekali na otwarcie naszego sklepu – zapewnia Magdalena Kujawa. – Początek był bardzo udany. Ale po dwóch, trzech miesiącach zauważyłam, że klientów nie przybywa.
Wtedy franczyzobioczyni postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Wyszła na ulicę i wypytywała ludzi, czy wiedzą, gdzie jest najbliższy sklep 5.10.15. Niestety, sonda wypadła niezbyt pomyślnie. Franczyzobiorczyni przygotowała więc szeroką kampanię reklamową – plakaty przy metrze, banery, ulotki wrzucane do skrzynek pocztowych, balony z logo sklepu rozdawane na ulicy, notki o sklepie na stronach internetowych, poświęconych dzielnicy Ursynów. Podziałało.

Kolejny sklep na rocznicę

– Po roku pracy mogę powiedzieć, że nareszcie wszystko działa tak, jak tego chciałam – mówi franczyzobiorczyni.
Czy już zwróciły jej się nakłady, które włożyła w otwarcie sklepu?
Trudno mówić o zwrocie, bo ja ciągle inwestuję, chociażby w promocję – stwierdza Kujawa. – Ale mogę powiedzieć, że właściwie już od pierwszego miesiąca działania sklepu nie musiałam dokładać do jego bieżącej działalności. Choć trzeba zdawać sobie sprawę, że w tej branży także istnieje sezonowość. Są miesiące lepsze, takie jak grudzień, okres wiosenny, nadchodzące wakacje czy początek roku szkolnego. A są też takie, kiedy ruch jest zdecydowanie mniejszy.
Najlepszym dowodem na to, że inwestycja okazała się opłacalna, jest fakt, że niedawno Magdalena Kujawa otworzyła kolejny salon sieci 5.10.15, w warszawskim centrum handlowym Atrium Reduta. Franczyzodawca zaproponował jej przejęcie działajacego tam sklepu firmowego. Po krótkim namyśle zgodziła się.

Jest praca, są efekty

W tej chwili franczyzobiorczyni zatrudnia w swoich sklepach sześć osób. Podkreśla, że dobry personel to połowa sukcesu.
Na początku mieliśmy sporą rotację pracownic – przyznaje. – Sprzedawczynie muszą być otwarte, komunikatywne, mieć dobry kontakt z dziećmi i matkami.
Magdalena Kujawa sama także staje za ladą, aby czuwać nad tym, co dzieje się w sklepach.

Kiedy ruszał nasz pierwszy sklep, byliśmy w nim codziennie, ja lub mąż – opowiada. – Teraz w każdym jestem kilka razy w tygodniu. Dzięki temu, że sama zajmuję się sprzedażą, mam bezpośredni kontakt z klientami. Mogę z nimi porozmawiać np. o tym, jak oceniają mój personel czy strategię reklamową. Mam dużo pracy, ale na szczęście wspierają mnie mąż i syn. Bywa, że trzeba w niedzielę wsiąść w samochód i jechać do sklepu, aby rozłożyć towar na półkach. Jednak każdy biznes wymaga osobistego zaangażowania. Bez tego trudno oczekiwać dobrych wyników.