Piotr Polk: Aktor, który robi meble
Piotr Polk
Stolarstwo to nie jest typowe zajęcie aktorów czy artystów. Oni wolą raczej otwierać restauracje albo firmy eventowe.
Jeszcze nie widziałem mojego kolegi po fachu, który otworzyłby restaurację i stanął w kuchni, by gotować. Zwykle polega to na dawaniu biznesowi twarzy i znanego nazwiska. Ja nigdy nie posługiwałem się w takich celach swoim nazwiskiem czy pozycją, którą mam po 30 latach pracy w zawodzie aktora. Meble zacząłem projektować i robić 22 lata temu. Z pasji, w ukryciu, po cichu, w garażu przerobionym na małą stolarnię. To, kim jestem w życiu kulturalnym, nie miało z tą działalnością w ogóle nic wspólnego. Trudno mnie więc porównać do kolegów, którzy otwierają wspomniane restauracje czy proponują klientom krem odmładzający. Projektowanie, a później wykonywanie mebli nie ma nic wspólnego z zakładaniem garnituru, krawatu i pozowaniem do sesji reklamowej czy zdjęć na okładkę. To jest ubranie robocze, klej, maszyny, trociny, pył, lakier. Brud, w którym ja się świetnie odnajduję. Dla mnie nie ma nic piękniejszego niż moment, gdy rysunek – który zrobiło się kiedyś w nocy, zaczyna przybierać formę i staje się praktycznym meblem.
Robi pan wszystko sam?
Do pewnego momentu, czyli przez 21 lat, wszystko robiłem sam. W momencie gdy namówiono mnie, bym tę swoją pasję pokazał światu, doszedłem do wniosku, że chyba muszę jednak sięgnąć po pomoc fachowców. Mam bardzo ograniczony czas wolny, który mogę poświęcić robieniu mebli. A kolekcja, z którą postanowiłem wyjść do ludzi, jest bardzo skomplikowana. Nie miałem wcześniej wiele do czynienia z metalem czy szkłem, które zostały tu wykorzystane. Dlatego potrzebowałem wsparcia. Ale uważam, że po 20 latach samodzielnego trzymania w ręku dłuta czy pędzla miałem prawo przerzucić część pracy na innych.
Jak się pan w ogóle nauczył stolarstwa?
Gdyby mi ktoś 25 lat temu powiedział, że będę projektował meble, to bym go wyśmiał. Ani u mnie w rodzinie, ani w bliskim czy dalszym otoczeniu nie było nikogo, kto by się tym zajmował. 22 lata temu chciałem kupić konsolę do domu. Ale nigdzie nie mogłem znaleźć takiej, jaką sobie wymarzyłem. Usiadłem więc przed kartką, z ołówkiem w ręku i narysowałem coś, co chciałbym mieć. Później pojechałem do zwykłego sklepu budowlanego i zapytałem pracowników, co jest mi potrzebne, by coś takiego samemu zrobić. Panowie, którzy się kompletnie nie znali na stolarce, powiedzieli mi, co ich zdaniem będzie dobre. Korzystałem wtedy z każdej rady. Kupiłem, co kazali, i zrobiłem swój pierwszy mebel. Wyszedł z tego, co tu dużo mówić, koszmarek. Mam go do dziś. Pomimo że nie jest najpiękniejszy, to czuję do niego sentyment. Później, jako że praca z drewnem mi się spodobała, zacząłem robić kolejne meble. Uczyłem się na własnych błędach, zaczęło mnie to coraz bardziej wciągać. Rysowałem kolejne projekty, coraz bardziej skomplikowane, coraz większe. 70 proc. z nich zostało zrobionych. W sumie przez te lata powstało dużo ponad 100 mebli.
Co pan z nimi robił? Rozdawał lub sprzedawał znajomym?
Nie (śmiech). Robiłem je dla siebie. Umeblowałem dom w Warszawie, rodzinny dom w Kaletach. Część mebli stoi na strychu, bo już mi się znudziły.
Kilka miesięcy temu pokazał pan oficjalnie swoje meble, prezentując kolekcję New Clasic Design by Polk, która trafiła do sprzedaży. Teraz chyba trzeba będzie wyjść z produkcją z garażu.
Rzeczywiście. Kolekcję, o której mowa, sprzedałem już w całości. Została wykorzystana w wielu designerskich projektach, z czego się bardzo cieszę. Teraz przygotowuję kolejną. Cieszę się, że dałem się namówić na pokazanie swojej pasji. I nie chodzi tu wcale o satysfakcję biznesową. Myślałem, że ta wystawa będzie pewnym zamknięciem, podsumowaniem 20-letniego okresu mojego życia. A tymczasem wszystko nabrało wielkiego tempa. Teraz więc posiłkuję się pomocą ludzi pracujących w branży meblarskiej. Do tej pory robiłem pojedyncze egzemplarze mebli. Teraz musi być ich już po kilka. Nawiązałem więc współpracę z podwrocławską manufakturą, która robi bardzo oryginalne, designerskie rzeczy. Właściwie to oni mnie znaleźli, na konferencji o designie. Właśnie oni zajmują się obecnie wykonywaniem mebli mojego projektu i mojej marki. Bo stworzyłem markę by Polk. Nadal jednak każdy mebel będzie produkowany w bardzo ograniczonej liczbie egzemplarzy. Nie robię krzeseł na uroczystości ślubne, w liczbie 120. Mogę zrobić 12, do głównego stołu.
W rodzinie miał pan jakieś tradycje biznesowe?
Mama zajmowała się, jak to na Śląsku, domem. Ojciec, jak już wspomniałem, był technologiem. Może troszkę cech odziedziczyłem jednak po wujku, który zawsze miewał różne pomysły. Przychodził z nimi do mojego ojca i próbował namawiać go, a to na robienie gwoździ, a to na robienie zatrzasków. W swoim życiu otarłem się już wcześniej o żywy biznes, który sam stworzyłem. Na Śląsku kupiłem i częściowo wydzierżawiłem ogromny obiekt popegeerowski. Kupiłem konie, otworzyłem hotel, stajnię i restaurację.
Duże przedsięwzięcie.
Bardzo duże. I bardzo kosztowne. Chciałem stworzyć ośrodek hipoterapii, bo w tym regionie było wiele dzieci cierpiących na porażenie mózgowe. Prowadziłem ten interes przez pięć lat. I nie stałem się przez niego bogatszy, a wręcz przeciwnie.
Co poszło nie tak?
Zostałem doskonałą ilustracją powiedzenia: jak chcesz się napić piwa, to nie kupuj browaru. Ja chcąc pojeździć konno, założyłem stadninę. A ostatecznie miałem tyle pracy i kłopotów z tym związanych, że przestałem w ogóle wsiadać na konia. Poza tym nie potrafiłem zarządzać ludźmi, radzić sobie z ich chęcią zarabiania dużych pieniędzy przy minimum nakładu pracy. Było to też środowisko popegeerowskie, które miało specyficzną mentalność. I jest jeszcze jedno przysłowie, które się na mnie odbiło: pańskie oko konia tuczy. Ja byłem np. w Warszawie, zarabiałem pieniądze i wysyłałem je tam. Ale „tam” na miejscu mnie nie było. Gdy przyjeżdżałem, było już albo za późno, by jakiś problem rozwiązać, albo ten jeden problem obrósł już pięcioma dodatkowymi. Zawsze byłem więc o krok do tyłu. Potwierdziła się też teza, że czasem zbytnia rozpoznawalność, popularność bywa przekleństwem.
Dlaczego?
Ludzie traktują takie osoby jako kogoś, komu w życiu „się udało”. A w polskiej mentalności „udało mu się” oznacza, że albo ukradł, albo sobie załatwił, albo jemu załatwili itd. Nigdy nie widzi się pracy, jaka stoi za tym „udało się”. Człowiek staje się podejrzanym hochsztaplerem, który teraz chce okraść kolejnych ludzi. Przez parę miesięcy musiałem udowadniać wszystkim, że tak nie jest. Choć dawałem pracę, to byłem jednak „tym złym”. Bo wprawdzie płaciłem, ale też wymagałem. Borykałem się także z kradzieżami. Trzeba się w takich sytuacjach wykazać albo bardzo grubą skórą, albo bardzo grubym portfelem, by sobie jakoś poradzić. Ja dość długo sobie radziłem, ale powoli traciłem poczucie sensu. Ostatnią kroplą, która przelała czarę goryczy, był fakt otrucia źrebnej klaczy. Nikogo nie złapałem za rękę, ale by coś takiego zrobić, trzeba być wyjątkowo wrednym człowiekiem. Wtedy coś już we mnie pękło. Sprzedałem to miejsce. To był bardzo nieudany biznes. Choć wielu rzeczy mnie nauczył. Zawsze uważałem, że sukces niczego człowieka nie uczy. A porażka owszem. Jest bardzo bolesna, ale też wielu rzeczy uczy.
Teraz mój, nazwijmy to biznes, wygląda zupełnie inaczej. Nie zależy już tak bardzo od tzw. czynnika ludzkiego.
Rozmawiała Monika Wojniak-Żyłowska
Fragment wywiadu opublikowanego w numerze 6/2017 miesięcznika "Własny Biznes FRANCHISING".
PRZECZYTAJ ARTYKUŁY
– Zainwestowałem w branżę kosmetyczną, ponieważ wiem, jak powinien dbać o siebie prawdziwy facet. Proponuję takie produkty, po które sam sięgnąłbym bez wahania – mówi Artur Szpilka, jeden z czołowych polskich bokserów.
– Od zawsze chciałam być niezależna i mieć swoje pieniądze. W liceum namówiłam koleżankę i zatrudniłyśmy się na pół etatu na poczcie jako sprzątaczki. Niestety, szybko nas wywalili, bo kompletnie nie umiałyśmy sprzątać – mówi Grażyna Wolszczak, aktorka i współwłaścicielka Teatru Garnizon Sztuki.
W The Protocol School of Poland założonej przez dr Irenę Kamińską-Radomską, mentorkę znaną m.in. z programu telewizyjnego „Projekt Lady”, przedsiębiorcy podczas szkoleń dowiadują się, jak dzięki etykiecie biznesowej szybciej osiągnąć zamierzone cele.
– Na sukces w branży muzycznej składa się wiele części składowych. Jedną z nich jest szacunek do pracy, współpracowników i odbiorców – podkreślają Tomasz Szczepanik, lider zespołu Pectus oraz Monika Paprocka-Szczepanik, menedżerka grupy.
– Prowadzę rozmowy o możliwości wydawania audiobooków. Przeliczam, czy pomysł nie tylko się zwróci, ale współpraca będzie finansowo korzystna – mówi Laura Breszka, aktorka, lektorka, bizneswoman.
NAJCZEŚCIEJ CZYTANE
Żeby myśleć o otwarciu własnego McDonalda nie wystarczą tysiące ani setki tysięcy złotych . Potrzeba więcej. Ile? I co franczyzobiorca Złotych Łuków dostanie w zamian?
Rozważasz otwarcie firmy? Najpierw zainwestuj w subskrypcję magazynu "Własny Biznes FRANCHISING" i sprawdź, jaki biznes się opłaca! Tego nie przeczytasz w internecie!
Pieczarkarnia to opłacalny biznes nawet na niedużą skalę. Właściciel jednej hali zbiera plony co sześć tygodni. Gdy ma się więcej pomieszczeń – wtedy na zyski można liczyć co tydzień.
Jeśli marzysz o własnym biznesie, szukasz inspiracji lub chcesz dowiedzieć się więcej o franczyzie – teraz jest idealny moment, by działać!
Marka New York Pizza Department podpisała umowę z masterfranczyzobiorcą w Egipcie. Na przyszły rok zapowiada pierwsze otwarcia na egipskim rynku.
POPULARNE NA FORUM
Co sądzicie o Oskrobie?
Witam, Z calego serca odradzam jakąkolwiek wspolprace z ta firma. Okolo 2 miesiące temu zglosilam sie do Oscroby bedac zainteresowana franczyza ich sieci. Wyslalam do nich...
Planuję założyć własną działalność - od czego zacząć?
Najlepiej zacząć od kupna gotowej spółki . Zakup gotowej spółki daje pewność, że firma istnieje i ma już zarejestrowany kapitał zakładowy, co może być ważne z...
Oszukani przez franczyzodawcę
Wspolpraca z firma Ship Center jako franczyzobiorca??? ODRADZAM SPRAWDZ ICH UMOWE U SWOJEGO PRAWNIKA, jest ona jednostronna i ukierunkowana na kary umowne ktore sobie sami...
Czy na odzieży można jeszcze zarobic?
Ja kupuję na hurtowni stradimoda.pl od jakiegoś roku nie zawiodłam się doradzą zawsze dobrze dbają o klienta a uwierzcie mi jest dużo hurtowni które chcą tylko...
piszę pracę na temat franchisingu :)
hej, tez poszukuję danych, znalazłaś coś może oprócz ilości placówek i marek franczyzowych?
Sukcesja w Intermarché i Bricomarché
przeciez to złodzieje
piszę pracę na temat franchisingu :)
Szukam szcegółowego raporty na temat franczyzy w latach przed pandemią i po. Rozumiem że osttani raport opublikowany był za rok 2010 ale niestety jego również nię mogę...
Praca magisterska - licencjacka o franchisingu
Witam, Jestem studentką III roku Finansów i Rachunkowości na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Obecnie prowadzę badania w ramach seminarium dyplomowego. Poniższa ankieta...